5 największych wad Sklepu Google

wtorek, 15 listopada 2016

5 największych wad Sklepu Google


Tak może skończyć mobilny system z robocikiem.
Wchodzimy na Sklep Google, żeby poszukać ciekawej aplikacji i z ciekawości patrzymy na "Polecane" aplikacje. A tam Tom Cat 5, Angry Birds na Mirabelkach, tudzież Candy Crush wersja sado-maso. Jednym słowem śmietnik. Jak temu radzi Google i czy daje to jakiekolwiek rezultaty?
Niestety zbyt szerokie otwarcie ekosystemu na innych nie zawsze kończy się dobrze. Miało być otwarcie, dobrze i tanio, a wyszło jak zawsze. Na chwilę obecną Google Play jest jednym wielkim śmietnikiem, w którym profesjonalnie zrobione aplikacje, napisane przez doświadczonych developerów, mieszają się z tworami studenta informatyki. I tak, o ile to miało kiedyś jakiś urok, to w tym momencie niezwykle denerwuje.

Inna sprawa, że sam sklep trzyma się dobrze, a Google bezczynnie nie stoi obok, tylko faktycznie działa. Gigant z dumą ogłosił, że 31 października bieżącego roku wprowadził ulepszony system wykrywania aplikacji, których twórcy są zwykłymi oszustami. Same produkowanie fałszywych komentarzy pod aplikacją, czy wręcz płacenie ludziom za publikowanie takich komentarzy, to już mrzonka. Teraz nieuczciwi developerzy za pomocą nielegalnych narzędzi potrafią sztucznie wypromować aplikację. System Google został ulepszony na tyle jednak, że tym razem będzie wyłapywał takie aplikacje ze zwiększoną skutecznością.
Jeżeli miałbym wypunktować 5. największych wtop wiążących się ze Sklepem Google, zacząłbym od:

5. System komentarzy, któremu nie sposób zaufać.
 
Komentarz pod aplikacją Netflix. Naprawdę, no co Ty, nie wiedzieliśmy ;-)
System komentarzy jest jednym z najgorszych pomysłów w Sklepie Google. Największym winowajcą nie jest tutaj sam amerykański gigant, lecz sami... ludzie korzystający z tego systemu. Naprawdę, na ten temat powstało w internecie już mnóstwo artykułów, jednakże pokusiłem się o swój własny.

Komentarze może wystawiać każdy, tylko że nie każdy je wystawiać powinien. O ile wklejony powyżej komentarz ma jakiś sens i jest w miarę poprawnie napisany, to jest totalnie niepotrzebny. Przecież w żadnym miejscu developer aplikacji Netflix nie oferuje nam możliwości oglądania czegokolwiek bez abonamentu. Może wszak skorzystać z darmowego miesiąca, z którego możemy w każdej chwili zrezygnować albo możemy po prostu ... zapłacić. 

Czy jest jakakolwiek potrzeba, żeby wystawiać aplikacji jedynkę? Producent aplikacji nas nie oszukał - nigdzie nie jest napisane, że można oglądać za free - darmowy jest tylko pierwszy miesiąc.

I tak, większość komentarzy pisana jest przez ośmioletnie dzieci. Odsyłam w tym aspekcie do pewnego fanpage na Facebooku, który publikuje śmieszne komentarze z Google Play. Niektóre są zabawne, inne zaś nasuwają wątpliwości na temat poziomu inteligencji komentujących.

No i okej, fajnie się czasem pośmiać z nieuzasadnionych komentarzy - jedna gwiazdka - z dopiskiem "Gówno", "Żenua", "Żenada", "Niedziała" (pisownia oryginalna). Czy ktoś z powodu tego, że coś mu nie działa w takim razie nie ma prawa do wyrażenia swojego niezadowolenia? Ależ owszem, ma. Tylko potem wygląda to przekomicznie, gdy 8 letnie dziecko, które dostało potwornie wolnego i siermiężnego smartphona "byle był", gdzie sprzęt ledwo chodzi, próbuje zainstalować aplikację, która mu nie działa nie z powodu, że developer ją źle napisał, tylko z powodu jego okropnego urządzenia, następnie zostawia enigmatyczny komentarz "Niedziała", a tymczasem developer dwoi się i troi, odpisując dziecku, w jaki sposób objawia się to "niedziałanie" i usiłuje mu pomóc. Byłem świadkiem takiej sytuacji wiele razy, developerzy przecież mają do dyspozycji translatory i naprawdę starają się pomóc. No ale co zrobisz ;-).

Pomnóżmy sobie komentarzy takich dzieci razy 1000 i przekłada się to na ocenę aplikacji i jej widoczność w sklepie. Bardzo często dobrze napisana i przydatna aplikacja dostaje ocenę 2.0 z gwiazdek, gdy powinna mieć spokojnie 4, bądź 5. A w komentarzach mnóstwo wypocin ludzi, którym zwyczajnie nie chciało się zadać trudu i chociażby przeczytać w jaki sposób aplikacji używać.

Na przyszłość, radzę dla Google poblokować komentarze osób do pewnego wieku. Wiem, że każde dziecko to potrafi ominąć, ale rozsądni rodzice powinni w odpowiedni sposób ukierunkują zapędy testerskie aplikacji ich pociech. Granica wiekowa - do uznania i zbadania. Jeżeli się to uda, to mamy około 20 procent idiotycznych komentarzy z głowy. Resztę - blokować i usuwać komentarze jednolinijkowe, zawierające przekleństwo. Czy będzie to jakimś ograniczeniem swobody wypowiedzi? Ludzie, szanujmy się trochę ;-). 

A że komentarze mogą być plusowane i minusowane - nie robi to żadnej różnicy.

Pomnóżmy sobie komentarzy takich dzieci razy 1000 i przekłada się to na ocenę aplikacji i jej widoczność w sklepie. Bardzo często dobrze napisana i przydatna aplikacja dostaje ocenę 2.0 z gwiazdek, gdy powinna mieć spokojnie 4, bądź 5. A w komentarzach mnóstwo wypocin ludzi, którym zwyczajnie nie chciało się zadać trudu i chociażby przeczytać w jaki sposób aplikacji używać.


4. Zbyt otwarty ekosystem.
Developer o nazwie "ValerySoftware" zasłynął w Sklepie Google publikowaniem aplikacji, które nie robią absolutnie nic. Z ikonki widzimy, iż przypomina to jakiś "please kill me" klon gry Minecraft, po raz kolejny popularnej wśród dzieci (może by tak stworzyć Google Play Kids i wywalić całą masę zalegających w Google Play aplikacji dziecięcych?). Problem w tym, że aplikacje te są bardzo niebezpieczne.

Reklamują się, jak można to opisać w dosyć delikatny sposób, modyfikacje i patche do innych gier. Po ich zainstalowaniu okazuje się, że aplikacja nie robi nic, a wymaga mnóstwa uprawnień. Niestety z badań McAfee okazało się, że aplikacja zwyczajnie wykrada nasze dane i przekazuje developerowi, na serwer położony "gdzieś tam". 

Inna aplikacja, której nazwy nie mogę sobie niestety teraz przypomnieć robiła jeszcze lepsze "jajca". Z opisu wynikało, iż jest to antywirus na Androida, jednakże ktoś zadał sobie trud i rozebrał aplikację na czynniki pierwsze, by przeanalizować jej kod i zobaczyć, co takiego ona robi. Okazało się, że kompletnie nic. Aplikacja składała się z animowanego przycisku "Skanuj", który po wciśnięciu nie robił na naszym telefonie kompletnie nic.

3. Aplikacje natrętne.
5 gwiazdek albo nic.
W tym punkcie opisuję sytuację również znaną i (nie)lubianą przez użytkowników. Aplikacja jeszcze przed uruchomieniem, przed użyciem, przed zatrzymaniem, przed deinstalacją i przed... przed... przed... wciąż nas prosi o ocenę. O ile taki monit wyskakujący np. po 5 użyciach aplikacji jest całkiem zrozumiały, to przed uruchomieniem aplikacji... jest trochę dziwny. I dam sobie głowę uciąć, że stąd właśnie bierze się większość komentarzy typu "Gówno" i "Żenada", kiedy zdenerwowani użytkownicy po prostu chcą, aby aplikacja się od nich odczepiła. Na całe szczęście w wielu aplikacjach jest opcja "Not now" albo "Oceń później".

Przy okazji opiszę wam anegdotę. Na screenshocie wyżej widzicie grę "Dungeon Keeper" w wersji na Androida, wydana przez EA Games. Otóż z aplikacją wiąże się śmieszna historia. Gra każe nam bezwzględnie ocenić aplikację. Mamy do wyboru albo 5 gwiazdek albo 1-4 gwiazdek - dlaczego właśnie taki zakres? Otóż po wybraniu 5 gwiazdek, aplikacja nas puszcza i możemy sobie dalej się w nią zagrywać. Po wybraniu 1-4 gwiazdek, aplikacja jest zaprogramowana w taki sposób, że zamiast uczciwie opublikować naszą ocenę, przenosi nas do wbudowanego systemu publikowania opisu problemu bezpośrednio dla developera. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak brudna jest to zagrywka. Większość użytkowników bowiem wybrało 5 gwiazdek, dla świętego spokoju. Komu się chce opisywać problem, jeżeli np. gra mu się zwyczajnie nie podoba?

 2. Auto-instalujące się aplikacje zawierające spam.
Wielu z Was zapewne czyta serwisy Pudelek.pl i inne. Niestety serwisy te, służące zwyczajnemu rozerwaniu się, mają również mnóstwo reklam. O ile Pudelek nie odpowiada bezpośrednio za te reklamy, lecz platforma z której portal korzysta i dostarcza jemu reklam, o tyle reklamy te są bardzo groźne.

Zapewne mnóstwo razy widzieliśmy animowane paski ładujące z napisem "found viruses" i tak dalej. Potrafią one w całkiem przekonujący sposób wskazać nam nazwę naszego urządzenia i model, czasem nawet adres IP i operatora naszego internetu. Następnie wyświetlają nam przycisk, umożliwiający na usunięcie wirusów. Niestety dużo ludzi się na to łapie, tymczasem strony te mają charakter blankietowy - nazwę urządzenia ściągają nam sobie przez naszą przeglądarkę i tak naprawdę urządzenia nam w ogóle nie skanują, tak samo z adresem IP albo operatorem - zwykle operatora da się odróżnić po adresie IP, więc strony te mają jedynie proste i sprytne skrypty do wychwytywania takich danych. Natomiast nie ma co się takich stron bać - wystarczy je zamknąć i dalej sobie spokojnie przeglądać internet. 

Czasem trzeba odpowiedzieć wrednej stronie, "OK" albo "Anuluj" - nie ma najmniejszego znaczenia.

Dobrym rozwiązaniem jest zainstalowanie Firefoxa na Androida, który ma wbudowanego Adblocka. W Sklepie Google zaś dostępny jest oddzielny Adblock, jednakże jego działanie może być różne, gdyż Android bardzo nie lubi blokowania jego reklam. Jeżeli reklamy nie byłby tak natrętne i niebezpieczne, byłoby to słuszne, gorzej że reklamy są naprawdę wredne.

Czasem jednak sprytnie napisany skrypt kieruje nas do strony Google Play z aplikacją - a jeszcze sprytniejszy skrypt od razu nam odpali okno, które nam się włącza, gdy chcemy coś zainstalować. Wtedy wystarczy użyć przycisku "Wstecz", lecz przypadkiem możemy wcisnąć Akceptuję - a wtedy skutki mogą być różne - w najlżejszym przypadku, nasz telefon stanie się jednym wielkim banerem reklamowym, a najgorszym - ktoś nam wykradnie dane karty kredytowej/debetowej.

 1. Podróby

Czasem developerzy ... nawet się nie wysilają. Na powyższym screenshocie, na przykładzie wpisanego hasła "Grand Theft Auto", na szczęście prawidłowo na pierwszym miejscu wyświetlają nam się porty Rockstar Games. I tak, niezaznaczone aplikacje to tylko niewinne instrukcje do gry, czy też lista kodów do gier - nic zdrożnego, normalne ułatwienia stworzone przez fanów. Ale do czego mają służyć aplikacje "Gang the Auto"? No chyba, nie stanowią alternatywy dla GTA, tylko są bezczelnymi zrzynkami z podobnym logo. Wstydźcie się ludzie :-D.

Sklep Google zaczyna przybierać pod tym względem rozmiary znane jedynie w Chinach. Tam przynajmniej wiadomo, że prawa autorskie są traktowane po macoszemu, podobnie jak zresztą prawo własności, również rozumiane na opak i z naszą święta własnością nie mające w sumie nic wspólnego.

Dziwi mnie tylko, że Google zasłania się różnymi algorytmami, zamiast zatrudnić po prostu na dobry początek zespół kilku oddanych ludzi, którzy takie aplikacje natychmiast wyłapią i je usuną. Nie widzę racji bytu dla aplikacji, która już samą ikonę ma zerżniętą z innej gry. Być może skłoniłoby to również innych developerów do korzystania z tejże platformy.


Jakie rady na przyszłość?
Każda platforma dystrybucyjna, a taką z pewnością jest Google Play, powinna szanować swoich developerów i nagradzać ich za ich starania. Zacznijmy może od szanowania ich praw autorskich, polecam otworzenie w Google Play specjalnego działu "VIP", tudzież "Certified developers". Tam byłyby publikowane aplikacje premium, jak np. gry Rockstar Games, Square-Enix i inne. Trzeba nieco segregacji, bo Google Play zaczyna być niestety śmietnikiem. 

1 komentarz :